14 maja 2013

8. Ja jestem inny.



Przez granicę między snem a rzeczywistością przebijał się uporczywie wrzask telefonu, który leżąc gdzieś pod łóżkiem wcale nie miał zamiaru ucichnąć. Czarnowłosy spał tak mocno, że zerwany z głębokiego snu potrzebował jeszcze krótkiej chwili aby dotarło do niego co się dzieje. Od niechcenia wysunął jedną rękę spod kołdry i nie otwierając nawet oczu, zwiesił ją w dół poczynając szukać po podłodze wciąż wyjącego telefonu. Gdy w końcu pochwycił go w dłoń i spojrzał na wyświetlacz, dostrzegł już tylko jak ten się powoli wygasza, a śmieszny rysunkowy budzik podryguje jeszcze lekko w dźwięk irytującej melodii. Przynajmniej on zdawał się być tego dnia w świetnym humorze. Ciężkie krople deszczu odbijały się z hukiem od parapetu, a w pokoju mimo nie zaciągniętych rolet i tak panował półmrok. Nawet bez spoglądania za okno łatwo było domyślić się pogody. Jakby nie wystarczającym było, że był poniedziałek.
Przeciągnął się leniwie, upuszczając telefon, który ponownie wylądował na podłodze. Zza zamkniętego okna jego uszu dobiegł cichy grzmot, który złowrogo odradzał wyściubianie nawet nosa spod ciepłej kołdry, nie mówiąc już o wychodzeniu z domu. Bill zaczął się zastanawiać jakiej wymówki mógłby użyć aby móc ten piękny poniedziałkowy ranek odespać do końca, a i resztę dnia spędzić w ciepłym dresie pod kołdrą, najlepiej z laptopem na kolanach i kubkiem kawy na parapecie tuż obok. Jednak jak znał swoją matkę – a znał ją bardzo dobrze – wiedział, że z pewnością skutecznie wybiłaby mu z głowy taki dzień wolnego, argumentując się tym, że przecież nie może odpuszczać teraz, w nowej szkole, ot tak, bo mu się zwyczajnie nie chce. On sam także był bardzo obowiązkowy, choć zdarzało się, że ta leniwa strona brała górę i pewnie także tym razem by się jej to udało, gdyby ktoś właśnie nie wparował do pokoju, bezczelnie świecąc górne światło. Czarnowłosy od razu zmrużył powieki i wetknął znów nos pod kołdrę.
- Ty jeszcze w łóżku? – usłyszał głos rodzicielki – Okropnie pada deszcz więc zbieraj się, podwiozę cię do szkoły po drodze do pracy. Ale masz pół godziny. – powiedziała tylko, po czym wyszła, tak po prostu zostawiając za sobą otwarte drzwi i wciąż bezczelnie palące się światło.

Całkiem na miejscu było zastanawiać się jakim cudem udało mu się w pół godziny zebrać do szkoły, ubrać, nawet pomalować tak jak zwykle. Nie mogąc wyjść z podziwu dla samego siebie, siedział w aucie ze wzrokiem wbitym w ociekające wodą ulice. Przechodni było niewielu, a ci którzy już odważyli się w tak piękny dzień wychodzić z domu, osłaniali się jak tylko mogli parasolami, kapturami płaszczy i czym tylko mogli od wdzierających się wszędzie lodowatych kropel. Jesień rozpoczęła się pełną parą, a te delikatne deszczyki ostatnich dni mogły się schować ze wstydu przy burzach jakie teraz na okrągło zapowiadali w prognozach pogody. Cichy głos spikerki radiowej płynął powoli z głośnika, wcale nie zanosiło się już na choćby odrobinę słońca. „To dobrze”, pomyślał. Zawsze lubił pogodę odpowiadającą nastrojowi. Tego dnia była prawie idealna.
Gdy wysiadł przed budynkiem liceum, nie ociągając się za bardzo wmieszał się w tłum nadciągający z każdej strony. Deszcz zdawał się nie robić na nikim wrażenia. Nikt chyba nie snuł tak niecnych planów jak on tego ranka.
Kiedy przekroczył próg szkoły od razu dobiegł go gwar i przyjemne ciepło. Jego ciało jeszcze raz przeszedł lekki dreszcz, zdążył zmarznąć przez te kilka chwil na zewnątrz. Wytarł dokładnie buty na wielkiej zielonej wycieraczce przy drzwiach i zdjął płaszcz, niezmiennie jednak biorąc go do ręki i udając się wraz z nim na górę. Jeszcze ani razu nie zdarzyło mu się zawitać do szatni i wcale się tam nie wybierał.
Docierając pod swoją klasę, od razu odruchowo rozejrzał się za blond dredami, których jednak nie udało mu się nigdzie wyłapać wzrokiem. Zaczął zastanawiać się czy Kaulitz nie odpuści sobie szkoły tego dnia i czy przypadkiem te kilka godzin jakie spędził z nim nad książkami w zeszłą sobotę nie pójdzie na marne. W takim przypadku mógłby śmiało go zabić, w końcu zmarnował z nim tyle czasu – tyle swojego cennego czasu, jaki mógłby przeznaczyć chociażby na sen. Westchnął cicho. W tamtym momencie bardzo chętnie by się przespał.
- Okropnie wyglądasz. – usłyszał za plecami znajomy głos, aby po chwili ujrzeć przed sobą równie znajomą twarz, do której owy głos należał.
Rudowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko. Aż dziw, że bijący od niej zawsze optymizm nie zaczął go jeszcze irytować.
- Dzięki, Spencer. Ty zawsze wiesz jak powiedzieć coś miłego na początek dnia. – odparł, wcale nie siląc się nawet na jakąś małą część takiego entuzjazmu jakim obdarowywała go dziewczyna.
- Nie wyspałeś się. – stwierdziła.
- Ja się nigdy nie wysypiam. – usiadł na ławce, przesuwając jeszcze raz mętnym wzrokiem po korytarzu, coraz to bardziej wypełniającym się ludźmi.
- Nie przesadzaj, trzeba było mniej imprezować w weekend. – zaśmiała się, siadając tuż obok niego.
Bill tylko posłał jej wymowne spojrzenie, mające przekazać, że ten żart był mało śmieszny, a tragiczny raczej. Z perspektywy poniedziałku, smutnym dla niego był fakt, że sobotę spędził na nauce z Tomem, a niedzielę na tym co wychodziło mu najlepiej – nie robieniu zupełnie niczego z kimś, z kim spędzał najwięcej wolnego czasu – z samym sobą. Czy mógł jeszcze bardziej odczuć jak żałosne jest jego życie niż w tamtym momencie? Z pewnością mógł i nie jeden jeszcze raz to odczuje. Czy przeszkadzało mu to? W żadnym wypadku.
Dzwonek szybko zmiótł wszystkich z korytarza. Gdy każdy zajął swoje miejsce w odpowiedniej klasie, w jego nawet pojawił się Tom. Jednak nie zdezerterował i miał zamiar stawić czoła biologii. Przechodząc, już ładnych kilka minut spóźniony, do swojej ławki, posłał Czarnowłosemu lekki uśmiech mający być zapewne jakimś odpowiednikiem powitania, którego nie wycedził do żadnego znajomego w klasie. Bill odpowiedział mu tym samym. Zadziwiająco łatwo poszło mu wygięcie ust w tym w ogóle niepodobnym do niego grymasie, zwłaszcza w tak szary i dobijający dzień. To chyba od osoby, do której posłał ten drobny gest zależało jak będzie on wyglądał. A choć wyglądał blado, był szczery i zawierał w sobie odrobinę ciepła.

Po godzinie trzynastej, kilku okropnie nudnych lekcjach wśród których znalazło się dwie godziny znienawidzonej przez Czarnowłosego matematyki, czuł, że jeszcze chwila i oszaleje. Na zmianę przysypiał i irytował się bez powodu. Nawet, pełna jak zawsze dobrych chęci Spencer, w końcu dała spokój i postanowiła odpuścić sobie zagadywanie Billa na jakiekolwiek tematy. Tego dnia był przybity bardziej niż zwykle, jednak tak samo jak za każdym razem nie był nawet pewien co powoduje u niego takie samopoczucie. Nie wydarzyło się nic złego, nawet nic nowego. Być może właśnie to ta monotonia przewodziła wszystkiemu. Choć tak krótko tu był, ona już zdążyła się zadomowić. Była znacznie szybsza niż on.
Ostatnia godzina ciągnęła się w nieskończoność. Zajmując miejsce w ostatniej ławce przy oknie, w końcu przestał zwracać jakąkolwiek uwagę na to co działo się w klasie. Jego myśli zaczęły krążyć wokół zupełnie nieistotnych tematów, podczas kiedy wzrok sunął za kolejnymi kroplami deszczu spływającymi po szybie. Prawie nic nie było przez nie widać. Deszcz nie ustępował ani na chwilę, a słońce wydawało się już na dobre pożegnać z mieszkańcami tego brudnego miasta. Nigdy nie wydawało mu się, że to jego perspektywa tak strasznie psuje otaczającą go rzeczywistość. Czuł, że to raczej rzeczywistość psuje mu perspektywę z jaką ją odbierał. Pesymista, realista… Już dawno pogubił się w określeniach. Przestał nazywać siebie kimkolwiek, nie umiejąc ubrać w żadne znane mu słowa swoich uczuć, szarej, wręcz blado przezroczystej rzeczywistości. Nie umiał zamknąć tego w żadne klamry.
Westchnął, odwracając w końcu wzrok od szyby i przesuwając nim po ospałej klasie. Nie było w niej tylko Toma, który zerwał się z nudnego wykładu historyka na temat architektury średniowiecza i poszedł przeszkadzać nauczycielce biologii. Czarnowłosy zaczął zastanawiać się jak mu idzie, czy już napisał test, czy dobrze mu poszło. Przecież szkoda byłoby zmarnować te kilka godzin. Oczywiście, odejmując od nich czas, w którym rozmowa schodziła na mało istotne tematy, nie mające żadnego związku z biologią lub czas, w którym nie robili zupełnie nic, momentami zwyczajnie milcząc i gapiąc się w sufit ze zmęczeniem, jak choćby wtedy gdy leżeli razem na łóżku. Czarnego dziwiło to jak swobodnie się przy nim czuł, chwilami zupełnie tak jakby znali się kilka lat, a nie spotkali po raz pierwszy kilka dni wcześniej. Tom w jego oczach był otwartą, ciekawa i bardzo przyjemną osobą. O ile w ogóle można człowieka określić mianem przyjemnego. Jeśli tak, to Dredziarz z pewnością taki był. Przyjemnie się z nim spędzało czas, rozmawiało, był także przyjemny dla oka i z pewnością przyjemny w dotyku, czego Billowi nie udało się zbadać i bynajmniej wcale nie planował tego robić. Wyciągał jedynie luźne spostrzeżenia, nie do końca wiedząc skąd się biorące.
Nim zdążył zorientować się, że blondyn zupełnie zaburza natłok jego czarnych myśli swoja osobą, dzwonek zbudził go jakby z letargu. Nie miał pojęcia co działo się wokół niego przez ostatnie kilkanaście minut. Pozbierał szybko książki, których i tak nie użył na lekcji i upychając wszystko do torby, opuścił klasę. Przez myśl przeszło mu pytanie, jak wróci do domu? Z pewnością tak jak zwykle, spacerem lub komunikacją miejską. Pytanie bardziej odnosiło się do tego w jakim stanie wróci. Przeziębienie i kilkudniowe wolne było na wyciągnięcie ręki.
Korytarz w przeciągu ledwie kilku minut opustoszał prawie całkowicie. Kto miał udać się do domu już dawno zniknął ze szkoły, a dzwonek zapędził na lekcje resztę nielicznych już klas jakie wciąż miały zajęcia. Szedł powoli wzdłuż korytarza, skupiając całą uwagę na słuchawkach jakie przed chwilą wyjął z kieszeni. Z ledwością powstrzymywał się od przekleństw jakie cisnęły mu się na usta gdy siłował się z nimi, szczupłymi palcami starając się je rozplątać. Był zmęczony. Wszystko irytowało go zbyt szybko więc nim się zdążył powstrzymać szarpnął mocno dłonią i zwyczajnie urwał je. Nie wiedział już czy bardziej był zły dlatego, że je popsuł, czy może dlatego, że powrót do domu zapowiadał się na bardzo cichy. Zgniótł je w dłoni, po czym cisnął nimi o podłogę i poszedł dalej, kierując swoje kroki do wyjścia.
Jakkolwiek bardzo by nie chciał opuścić budynku szkoły, wrócić do domu i zaszyć się w swoim pokoju, nie było mu to tak szybko dane. Nim zdążył choćby opuścić pierwsze piętro, usłyszał za sobą kroki niosąc się echem po pustym korytarzu. Z początku nie zwrócił na nie większej wagi, przekonany, że ktoś biegnie spóźniony na lekcje. Dopiero, gdy kroki zbliżały się do niego, a do jego uszu dobiegł charakterystyczny odgłos nieco powłóczących się stóp i luźnego materiału ocierającego się o siebie, odwrócił głowę i tak jak się domyślił zobaczył Toma. Zatrzymał się, gdyż ten ewidentnie szedł do niego.
Popatrzyli na siebie, z początku nic nie mówiąc. Tom lekko się uśmiechał. W końcu wyciągnął rękę w stronę Czarnowłosego, a gdy ten spojrzał na nią, dostrzegł, że Dredziarz trzyma w niej słuchawki, które on dosłownie chwilę wcześniej wyrzucił.
- Zgubiłeś. – odezwał się w końcu.
Bill sięgnął po nie, jednak ku zdziwieniu blondyna przestąpił kilka kroków na bok i wrzucił słuchawki do kosza na śmieci stojącego pod ścianą.
- Rozwaliłem je. – odparł, kładąc swoją torbę na ławce tuż obok i zaczynając wkładać na siebie płaszcz, który dotąd miał przewieszony na przedramieniu.
Tom patrzył na niego przez kolejny moment, jakby nie wiedząc co mógłby powiedzieć, jednocześnie bardzo chcąc powiedzieć cokolwiek.
- Całkiem nieźle mi poszło. – odezwał się w końcu.
Bill zerknął na niego przelotnie, dłońmi wysuwając włosy spod płaszcza. Dopiero po krótkiej chwili zorientował się o czym ten mówi. Uśmiechnął się blado.
- To dobrze. – powiedział, zaczynając zapinać guziki.
Znów na moment zapadła cisza. Dredziarz w środku zaczynał zastanawiać się gdzie podział się Bill, z którym w sobotę tak dobrze mu się rozmawiało. Wydawało mu się, że coś jest nie tak i choć Bill zawsze był bardzo nietypową osobą o równie nietypowym usposobieniu, tym razem wydawał się być taki bardziej niż zwykle. Tom nie wiedział jednak, że wszystko było zupełnie w porządku, tak jak zawsze. Może tylko był bardziej blady i oczy miał nieco bardziej podkrążone.
- Okropnie wyglądasz. – zauważył, na co Czarnowłosy zaprzestał żwawego poprawiania płaszcza i na moment zastygł w bezruchu, spoglądając na niego. Od razu przypomniał mu się niewybredny komplement Spencer sprzed kilku godzin i zaczął podejrzewać, że wychodzenie tego dnia z domu było naprawdę złym pomysłem.
- Dziękuję. Tyle miłych słów jednego dnia... – odparł, w końcu racząc swojego towarzysza odpowiedzią dłuższą aniżeli dwa słowa na odczepne. Mimo wszystko, jednak nie bił z niego entuzjazm.
Tom uniósł na moment jedną brew. Mimo nie do końca zrozumiałych dla niego słów Billa nie pytał o nic, a przeszedł do sprawy, w związku z którą biegł za nim.
- Masz może jutro czas..? – zapytał dość niepewnie, ani na sekundę nie spuszczając wzroku z Czarnowłosego, który zdążył już się przyszykować do wyjścia.
- Jutro? – odpowiedział pytaniem, dając sobie tym samym jeszcze chwilę na przetworzenie jego słów w głowie i wymyślenie odpowiedzi.
Przełożył przez szyję pasek swojej torby i zawiesił ją na ramieniu, spoglądając na blondyna. Wprawdzie jak zawsze nie miał żadnych planów, jednak wiedząc o co Tomowi chodzi, zwyczajnie zastanawiał się czy on sam ma ochotę znów spędzić kilka godzin nad książkami.
- W sumie mam. – odpowiedział w końcu, od razu dostrzegając malujący się na ustach Dredziarza uśmiech.
I tak by się zgodził.
- Spotkajmy się po południu. – zaproponował – U mnie, tak jak ostatnio. Mam trochę historii do ogarnięcia. – westchnął teatralnie, wciąż się uśmiechając.
- W porządku. Do zobaczenia. – odpowiedział Bill, po czym najzwyczajniej w świecie się odwrócił i ruszył korytarzem w swoim kierunku.
Tom przez moment stał w bezruchu z wielkim znakiem zapytania w głowie, jednak w końcu dotarło do niego, że to raczej bardzo podobne do Billa. Nim ten jednak zniknął mu z pola widzenia, krzyknął za nim jeszcze:
- Podwiozę cię, strasznie pada!
- Dam sobie radę. – usłyszał od razu w odpowiedzi, po czym zobaczył jak ten zarzuca na głowę kaptur czarnego płaszcza i znika, zakręcając w stronę schodów prowadzących do wyjścia.
Blondyn pokręcił lekko głową i udał się w zupełnie przeciwną stronę, aby zabrać swoje rzeczy i samemu także chwilę potem udać się do domu. Jeszcze dłuższy czas w głowie obijało mu się spotkanie z Billem i za każdym razem uśmiechał się do siebie, co chwilę na nowo uświadamiając sobie, że jeszcze nigdy nie poznał kogoś takiego, ani nawet osoby mu podobnej. I miał rację. Śmiało można było powiedzieć, że charakter Czarnowłosego był oryginalny, a sposób bycia jeśli nie wyjątkowy, to chociaż dość unikalny.

Następnego dnia Billowi nie udało się spotkać Kaulitza w szkole. W ostatniej chwili ugryzł się w język aby nie zapytać Spencer czy przypadkiem nie widziała Toma. Niby zupełnie niczego od niego nie chciał, a nawet gdyby wpadli na siebie i tak z pewnością nie zamieniliby ze sobą ani jednego słowa, jednak nim zorientował się, że zastanawia się nad tym co też zatrzymało Toma przed przyjściem do szkoły, lekcje zdążyły się skończyć a on wrócił do domu. Na zewnątrz było bardzo zimno, jednak wyjątkowo udało mu się wrócić suchym ponieważ po południu deszcz ustał.
Wyjrzał przez okno kuchenne, odgarniając dłonią białą firankę. Na niebie wciąż wisiały ciężkie chmury. Zegar wskazywał ledwie szesnastą, jednak wewnątrz domu panował półmrok. Na stole pod srebrną folią jego obiad czekał na odgrzanie, jednak ten nawet nie sprawdzając co też przygotowała mu mama przed wyjściem do pracy, wyszedł z kuchni i powoli udał się na górę do siebie. Nie miał ochoty jeść. Lekki ból głowy towarzyszący mu od rana zamiast maleć, nasilał się i ten widział, że nie obejdzie się bez proszków przeciwbólowych, jeśli zamierzał jeszcze tego dnia odwiedzić Toma. Niezależnie od tego jak bardzo mu się to nie uśmiechało, był już umówiony.
W szufladzie biurka odnalazł niewielkie pudełeczko, po czym wysunął z niego biały listek i wycisnął na dłoń okrągłą tabletkę. Wsunął ją do ust, a nie mogąc dostrzec nigdzie  czegoś do picia, krzywiąc się nieco na twarzy przełknął tabletkę, która dość mozolnie przeszła mu przez gardło. Nie czekał na nic. Było wystarczająco późno aby wiedział, że powinien pozbierać książki i wychodzić. Tak też zrobił.

Zawsze umiał dość sprytnie wszystko sobie planować, niekiedy nawet nieświadomie. Znów nie podał dokładnej godziny o jakiej miałby pojawić się u Dredziarza, co też dało mu wolną rękę na ociąganie się i plątanie drogi w mieście tyle razy, ile tylko mógł zapragnąć. Te wszystkie budynki wciąż wydawały się mu być identyczne. Rzeczywiście takie były, ale to dostrzegł dopiero po raz kolejny przemierzając tę samą ulicę.
Gdy w końcu stanął przed drzwiami już dobrze znanego mu domu, było kilka minut po siedemnastej, a Tom zdawał się czekać na niego ponieważ drzwi otworzyły się zaledwie po kilku sekundach od naciśnięcia przez niego dzwonka.
Od razu przywitał go szeroki uśmiech blondyna.
- Znowu się zgubiłeś? – zapytał, wpuszczając go do środka.
Bill rzucił mu przelotne spojrzenie.
- Nie, po prostu byłem zajęty. Późno wyszedłem. – skłamał.
Byłoby mu co najmniej głupio przyznać się po raz kolejny do tego jak bardzo nie umie odnaleźć się w życiu, bo nie chodziło tylko o nowe miasto. Zawsze o czymś zapominał, zawsze coś mu umykało, zawsze nie mógł się gdzieś odnaleźć.
- Dobrze, że dziś nie pada. – usłyszał zza pleców, gdy odwieszał swój płaszcz – Wczoraj musiałeś nieźle zmoknąć, no ale sam tego chciałeś. – Tom zaśmiał się cicho, przypominając Billowi o tym, że ten nie dał się mu podwieźć do domu.
- Lubię deszcz. – powiedział, odwracając się przodem do Dredziarza.
Trzymał w dłoniach pasek torby, która i tak leżała na podłodze i przez moment wpatrywał się tak w ciemne oczy blondyna, zanim ten ocknął się i wskazał dłonią w stronę schodów, gdzie od razu ruszyli.
Bill, znając już drogę, udał się do sypialni blondyna, gdzie zajął miejsca na łóżku. Nie czuł się skrępowany, nie siedział sztywny jak kołek na jego brzegu, a wręcz przeciwnie, rzucił torbę i wdrapał się na łóżko, siadając sobie po turecku na jego środku. Tom uśmiechnął się pod nosem na ten widok, zamykając za nimi drzwi. W innym przypadku być może takie zachowanie kogoś obcego w jego domu zirytowałoby go, jednak w tym małym, czarnym, aspołecznym kocie nie widział nic co w jakikolwiek sposób było w stanie go zirytować. Był zamkniętym w sobie egoistą, czasami nieco ponurym, chodzącym raczej swoimi ścieżkami nieznanymi nikomu innemu, a w tamtej właśnie chwili Tom miał wrażenie, że w jakiś sposób go oswaja - w końcu ten czuł się przy nim swobodnie. Sam bardzo chciał go poznać, nie przestawał więc obserwować. Zaśmiał się tylko do siebie, gdy zorientował się, że porównał Billa z kotem. Jednak podobieństwo było uderzające.
- Więc… - zaczął – Napijesz się czegoś może, czy przechodzimy od razu do historii? – spojrzał na Billa, zatrzymując się przy łóżku.
- Od razu do historii. – odpowiedział stanowczo – Nie wiem jak długo dziś zostanę, od rana boli mnie głowa. Nie czuje się najlepiej. – wytłumaczył, aby ten przypadkiem nie pomyślał, że tak szybko chce od niego uciec.
Prawdę mówiąc, Bill nie zdążył jeszcze zauważyć, że wcale nie zamierzał nigdzie uciekać. Lubił zapach jego pokoju, a samo towarzystwo Dredziarza wcale nie było dla niego nieprzyjemne.
- Może się przeziębiłeś? – Tom uniósł lekko jedną brew, samemu siadając na łóżku i podsuwając się bliżej Billa, który już wyjmował książki – Tak bywa gdy się moknie na deszczu i to w taki ziąb. – oparł plecy na ścianie, cały czas przyglądając się Billowi.
Czarnowłosy westchnął.
- Po prostu ciśnienie jest niskie… albo coś. Przejdzie mi. – wzruszył ramionami, gdzieś w środku jednak wiedząc, że Tom mógł mieć trochę racji. Nigdy nie miał zbyt dobrej odporności, a te spacery do domu z pewnością mu nie służyły.
Tom patrzył jeszcze na niego przez moment, gdy ten wertował strony podręcznika. Zrobiło mu się dziwnie miło, że Bill mimo złego samopoczucia i tak przyszedł mu pomóc, choć wcale nie musiał tego robić. Nie powiedział mu jednak tego, po prostu uśmiechnął się pod nosem.

Przez kolejne dwie godziny nie zamienili już ze sobą ani jednego zbędnego słowa, które nie miałoby czegoś wspólnego z historią. Test jaki Tom miał napisać następnego dnia stał się nagle banalnie prosty, a ściąga z wszelkich dat jaką przygotował mu Bill była zrozumiała, przejrzysta i łatwa do ukrycia. Nie było nawet mowy aby Dredziarz nie zaliczył tego przedmiotu. Tempo narzucone przez Czarnowłosego było dość żwawe, jednak dzięki temu coraz szybciej zbliżali się do końca tematu. Tom był bardzo pojętnym uczniem i Billowi wcale nie umknęło to, że gdyby trochę bardziej mu się chciało, wcale nie potrzebowałby jego pomocy. Nie zamierzał jednak podejmować tematu słabej motywacji blondyna.
Im bliżej jednak było wieczoru, tym gorsze samopoczucie dopadało Billa. Ból głowy nie zamierzał ustąpić, a gdy ten na moment wstał aby rozprostować nogi, także ból mięśni całego ciała dał mu się we znaki. Czuł się naprawdę okropnie, coraz gorzej z każdą godziną.
- Te strony, na których narysowałem krzyżyki musisz sobie już sam doczytać, tak dla utrwalenia. – powiedział, poprawiając podwijającą się koszulkę i ponownie siadając na łóżku, tym razem na jego brzegu. Kręciło mu się w głowie.
- Dzięki. – usłyszał w odpowiedzi – W sumie to już chyba wszystko, muszę tylko przejrzeć te notatki. Poczytam też, oczywiście, skoro każesz. – Tom podniósł wzrok na Czarnowłosego, uśmiechając się.
- Nie każę, nie musisz. – Bill wzruszył ramionami, z nieco zmęczonym wyrazem twarzy – Po prostu to wszystko lepiej wejdzie ci do głowy jeśli jeszcze poczytasz. – wyjaśnił.
Tom przyglądał mu się uważnie, jakby zastanawiając się czy wszystko jest w porządku. Dopiero w tym momencie, gdy Czarnowłosy siedział przodem do niego ten zauważył lekkie wypieki na jego zawsze bladych policzkach. Oczy delikatnie mu się szkliły.
- Wszystko dobrze? – zapytał, marszcząc brwi.
Bill zwrócił ku niemu swoje spojrzenie, jakby nie bardzo rozumiejąc pytanie.
- Jestem trochę zmęczony. – odparł – Chyba już pójdę, jeśli nie masz nic przeciwko. – znów popatrzył mu w oczy, a Tom po raz drugi już dostrzegł, jak bardzo jego tęczówki błyszczą.
Wyciągnął rękę w jego stronę i jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie, przystawił ją do czoła Czarnowłosego. Ten odruchowo przymknął powieki. Dłoń Toma była chłodna, a jego dotyk sprawił mu nadzwyczajną ulgę, nad którą ten nawet się nie zastanawiał. Lekki dreszcz przebiegł po karku chłopaka. To było przyjemne, żadna tabletka nie zatrzymała jego bólu głowy tak jak ten zimny dotyk, choć na ten krótki moment.
Powieki Billa uniosły się dopiero w momencie, gdy Dredziarz zjechał dłonią w dół, wierzchem palców przesuwając po jego zaróżowionym policzku. Gdy na moment spojrzeli na siebie, Tom odsunął rękę, a lekkie uczucie speszenia jakie rozlało się po jego ciele, zamaskował uśmiechem.
- Masz gorączkę. Chyba ze czterdzieści stopni. – zauważył, śmiejąc się cicho – Chodź, odwiozę cię do domu, zanim mi tu zemdlejesz. – dodał, od razu podrywając się z łóżka i chwytając bluzę, która wisiała obok na oparciu krzesła.
- Cholera… - Czarnowłosy mruknął pod nosem.
Nie śmiał się nawet sprzeciwić słowom Toma. Ból mięśni przy każdym najdrobniejszym ruchu nie przemawiał raczej za dobrym stanem zdrowia, z pewnością nie doszedłby nawet do domu o własnych siłach więc propozycja Toma była nadzwyczaj kusząca. Marzyło mu się tylko położyć do łóżka i nie robić zupełnie nic.

Zaledwie kilka minut później byli już w drodze, a Bill z całych sił starał się nie zasnąć. Sen był jedyną reakcją jego organizmu na stan w jakim się znajdował i naprawdę ciężko było mu się przeciwstawić. Na szczęście Tom zupełnie niczego od niego nie chciał i w ciszy kierował się w stronę domu Czarnowłosego, przed którym zaparkował po kolejnych kilku minutach.
- Dasz sobie radę? – zapytał, nie podejrzewając nawet siebie samego o taką troskę, jaka zabrzmiała w jego głosie.
Bill spojrzał na niego, uśmiechając się.
- Przecież nie umieram. Dzięki za podwiezienie. – odparł, na moment jeszcze przymykając oczy. Zupełnie nie chciało mu się wysiadać.
- To raczej ja dziękuję. – usłyszał w odpowiedzi, na co jego powieki znów się uniosły – No wiesz, że poświęciłeś mi czas, choć niespecjalnie się czujesz… - Tom patrzył na niego, znów nieco speszony. Bill nadzwyczaj często przyprawiał go o to uczucie.
- Masz zdać. – odparł – Bo będę musiał cię zabić. – zaśmiał się jeszcze cicho, po czym otworzył drzwi i wysiadł z samochodu – Trzymaj się. – rzucił, po czym drzwi zatrzasnęły się, a Tom mógł jedynie obserwować jak Czarnowłosy oddala się, kierując w stronę domu.
- Cześć… - powiedział już sam do siebie.
Zanim ten zniknął mu z pola widzenia jeszcze przez kilka sekund patrzył na niego, trochę sprawdzając czy aby na pewno dotrze do domu, a trochę… trochę tak po prostu.



11 komentarzy:

  1. Oh, wspaniałe. Pochłonęłam jednym tchem i definitywnie jestem nienasycona. Pisz dłuższe rozdziały, błagam :C To, w jaki sposób opisujesz wszystko co się dzieje, jest absolutnie kurwa fenomenalne, no a fabuła ewidentnie mnie urzekła. Cóż tu więcej mówić. Szkoda, że Tom nie odprowadził Billa prosto do łóżka, ah! Czekam na kolejną notkę, w której może już dojdzie do czegoś większego między nimi, hm? Pozdrawiam i ogromu weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczoraj weszłam na Twojego bloga i było mi smutno, że nic nowego się nie pojawiło, a tu dzisiaj taka niespodzianka, nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, moja zdolna Allein!

    Lubię tego Billa, mimo że jest taką małą marudą, że tak powiem. A mimo tego, jakoś tak czuję do niego sympatię, cieszę się, że nie ekscytuje się przesadnie Tomem i tak dalej. Cieszę się, że akcja rozwija się powoli, to się Tobie ceni.

    Nie przestawaj pisać!
    Kocham Cię.

    OdpowiedzUsuń
  3. no nie... nie mogę doczekać się następnego odcinka, chyba za szybko przeczytałam opowiadanie od początku :-( uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczę, że Bill się rozchoruje. Szczerze! Niech on będzie chory i niech Tom go odwiedzi i ładnie się nim zajmie :D
    Kocham to opowiadanie! I choć dzisiaj przez biologię, czytałam je urywkami, to i tak jestem zachwycona.
    Podoba mi się ta subtelność, delikatność, a jednocześnie taka lekkość i swoboda. Fajnie, bo ten blog jest dowodem na to, że proste słownictwo nie musi być 'wiesniackie'. Bo czasem jak czytam niektóre opowiadania, które są pisane na takim luzie, wychodzą na takie ordynarne... U ciebie tego nie ma i to mnie bardzo cieszy :)
    mam nadzieję że kolejna notka będzie dłuższa :D pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. nie bill ostro choruje a tom już wie co ma zrobić :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ajjj...chce nastepny! :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawie się co dalej? Czekam na więcej Zapraszam do siebie ty-krol-ja-pan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział fajny, jak każde pozostałe. Niewiele się dzieje, ale w sumie to dobrze, że akcja rozwija się tak powoli. Co do treści, to nic więcej nie napiszę. Odcinek przeczytałem pięć dni temu, więc to, co mi przyszło na myśl wtedy, niestety uciekło... Ale zauważyłem błędy w zapisie dialogów. Hm... To chyba wszystko. ;) Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się szybciej, bo już nie mogę się doczekać. Życzę dużo weny.

    Pozdrawiam,
    Illusion.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowne... Poproszę o więcej, oczyma wyobraźni widzę te spojrzenia. Coś tu sie kroi, niech Tom odwiedzi chorego Billa...

    B.

    OdpowiedzUsuń
  10. Błagam, dodaj szybko nowy rozdział! Kocham Twojeg bloga, nie mogę żyć bez tego opowiadania :D xd świetnie piszesz, naprawdę. Najbardziej podobają mi się charaktery Billa i Toma. Nie mogę się doczekać kiedy coś się między nimi zadzieje :) Czekam z niecierpliwością i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy nowy rozdział? :C uschnę jak go szybko nie dodasz :( Kocham to opowiadanie *-*

    OdpowiedzUsuń