Tej nocy jakoś nie mógł spać. Niespecjalnie szukał powodu swojej bezsenności. Jak to bywało za każdym razem, zwalił ją na wieczorne obżarstwo. Zawsze wydawało mu się, że nie powinien tyle jeść na noc, o dziwo zazwyczaj jadał właśnie tylko wieczorami. Skrzywił się na samą myśl o jedzeniu, podciągając nogi bliżej siebie, by poszarpany notes jaki opierał o kolana nie zsuwał mu się. Bez większej precyzji kreślił ołówkiem kontury oka, co w dziwnym nieładzie kresek w efekcie przechodziło w całkiem niezłą całość. Jeszcze raz omiótł spojrzeniem całą pomazaną kartkę, lustrując twarz osoby, której nie miał okazji nigdy poznać. Często do głowy przychodziły mu różne twarze, które zawsze lubił uwieczniać na papierze. Zniszczony notes, z którego wystawało mnóstwo poszarpanych kartek, był cały wypełniony takimi portretami nieznajomych. Nigdy nie potrafił rysować czegokolwiek innego, prócz ludzi. Może coś w tym było. W jakim miejscu by się nie znalazł, zawsze widział kogoś ciekawego. Malował postacie, różne sytuacje, ale głównie twarze. Zawsze najwięcej uwagi poświęcał oczom. Każde spojrzenie jest zawsze inne. Fascynowało go to jak jedna para oczu może spojrzeć na tysiąc różnych sposobów. Lubił ludzi o ciekawym spojrzeniu. Podobno oczy nie umieją kłamać.
Podniósł głowę, kątem oka dostrzegając, że ktoś zbliża się w jego kierunku. Zobaczył niespiesznie idącego w stronę klasy Dredziarza, a przez myśl od razu mu przemknęło, że kto jak kto, ale on raczej nie wygląda na osobę przesadnie dbającą o to, by się nie spóźnić na lekcje. Szybko jednak odgonił od siebie tę myśl, sam przecież siedział tam już od dobrych czterdziestu minut. Opuścił głowę, spoglądając z powrotem w kartkę. Nie chciał, by wyglądało to tak jakby się na niego gapił. Kiedy jednak ten zbliżył się do niego, Bill oprócz mocnego zapachu perfum poczuł na sobie jego wzrok. Przez pierwszą sekundę nawet starał się to zignorować. Bardzo słabo się starał. Od razu popatrzył w jego kierunku, gdy ten mijał go by zająć miejsce na ławce, na przeciwko niego. Gdy na moment ich spojrzenia się spotkały, dostrzegł delikatny uśmiech na twarzy Toma. Odwzajemnił go niemrawo, po czym od razu opuścił głowę, czując jak czarne włosy opadły mu na czoło zakrywając twarz. Jego przeczucia zawsze były dobre. Gdy coś mu się wydawało, zazwyczaj właśnie tak było. A w tamtej chwili cały czas wydawało mu się, że Tom mu się przygląda. Było to tak uporczywe spojrzenie, że odstąpił od dalszego rysowania. Nie mógł się skupić. Patrzył w kartkę, machając ołówkiem w palcach. Gdy ukradkiem zerknął, spostrzegł, że się nie mylił. Para brązowych oczu skierowana była w jego stronę, gdy osoba do której należały siedziała w szerokim rozkroku, zupełnie jakby za chwilę miała się położyć na tej ławce. Uniósł więc głowę i zerknął na niego przelotnie, wyjmując z uszu słuchawki i wsuwając je do torby wraz z telefonem. Wyprostował plecy i znów zajął się rysunkiem, starając się nie zwracać uwagi na Dredziarza, co jednak bardzo ciężko mu szło. Szybko się irytował, a ten zdawał się albo nie wiedzieć, że Czarnowłosy dostrzegł jego denerwujące spojrzenie, albo wiedział i wcale mu to nie przeszkadzało.
Bill już miał powiedzieć coś nie do końca miłego na temat gapienia się na innych, gdy nagle czyjaś torba spadła tuż obok niego, a zaraz za nią przy jego boku usiadła rudowłosa dziewczyna. Zerknęła mu przez ramię do notatnika i uśmiechnęła się szeroko.
- Dobry jesteś. – odezwała się nieco zdyszana.
- Cześć, Spencer… - odparł cicho, składając do kupki swój notatnik i zamykając go, po czym chowając do torby zanim komukolwiek przyszłoby do głowy aby go przeglądać.
Dziewczyna zerknęła na niego. Chyba właśnie miała raki zamiar, jednak Bill wrzucił jeszcze w ślad za notatnikiem swój czarny długopis i szybko zamknął klapę torby, pokrytej przeróżnymi naszywkami.
- Co ty tu robisz o tej godzinie? – zapytał, jednak spojrzenie dziewczyny dało mu do zrozumienia, że sam przecież sporo przed lekcją siedział już w szkole.
- Dziś mamy dostać wyniki testów z angielskiego. – odparła dziewczyna, jakby ignorując zupełnie jego pytanie – Denerwuję się strasznie. Te testy to osiemdziesiąt procent oceny na semestr. – dodała poważnym tonem głosu.
Choć znali się zaledwie niecałe trzy dni, Bill od razu zauważył, że Spencer jest osobą bardzo dbającą o stopnie, w przeciwieństwie do niego. On zawsze uważał, że dobre oceny powinien mieć z przedmiotów, które lubi i które mogą być dla niego w jakiś sposób przydatne w przyszłości. Zawsze bagatelizował takie przedmioty jak choćby matematyka, której nigdy nie darzył szczególną miłością i tak naprawdę nie mógł zrozumieć. Nawet nie chciał.
To był już listopad. Większość osób wydawała się być bardzo przejęta zbliżającym się końcem semestru, o czym w jego poprzedniej szkole, w tym miesiącu jeszcze nawet nie wspominano.
- Nie kazali ci nadrobić materiału od początku tego roku? – zapytała, gdy ten się nie odzywał przez chwilę.
Bill znów na moment się zamyślił. Wciąż uważał, że był to okropny pomysł, aby przenosić się w środku roku i gdyby to od niego zależało, poczekałby chociaż do jego końca lub najchętniej nie przeprowadzał się w ogóle.
- Nikt mi nic nie mówił. – odpowiedział cicho – A ja nie zamierzam się dopytywać, żeby ktoś przypadkiem nie wpadł na to.
Dziewczyna zaśmiała się, rozbawiona jego słowami. Czarnowłosy nigdy nie był osobą, która lubiła się do czegokolwiek wyrywać. Zawsze starał się trzymać na uboczu, z dala od hałasu kręcących się wokół niego ludzi. Wbrew temu, co większość osób o nim myślała, osądzając wygląd chłopaka, on sam zawsze starał się nie wybiegać przed szereg i nie nadstawiać się, nie ważne czy chodziło o głupi nie napisany test, czy o całą resztę mniej lub bardziej istotnych rzeczy.
Gdy tak siedział, słuchając swojej towarzyszki opowiadającej o jakiejś pracy jaką miała zrobić na zaliczenie z biologii, mówiącej o tym zupełnie tak jakby była na studiach a nie w drugiej klasie liceum, miał wrażenie, że znów znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. I to wcale nie rozmowa z dziewczyną nasuwała mu takie rzeczy na myśl. Cały czas to czuł, niezależnie od tego gdzie i kiedy się znajdował. Zawsze chodziło za nim to wrażenie, że jego życie jest jednym nieprzerywalnym ciągiem przypadków, które rzucają go z jednego miejsca w drugie. To przypadkiem, w dodatku nie swoim, znalazł się tym razem tam i także przypadkiem właśnie w tej szkole bo kolejny przypadek rządził tym, że w środku roku nie było miejsc w innych. Wcale nie chciał tam być, nie chciał być nigdzie. Choć poznał świetną osobę, którą od razu obdarzył bezwarunkową sympatią, jego odczucia w tym temacie wcale nie chciały się zmienić. Uporczywe poczucie tego, że nigdzie nie pasował również nie chciało odejść. Tak naprawdę nikt nie powiedział mu jeszcze choćby jednego złego słowa - przynajmniej nie gorszego od tych, które słyszał w poprzedniej szkole - jednak pałał niegasnącą odrazą do większości osób wokół niego. Myśli, w których zdawał sobie sprawę, że problem tkwi w nim i w braku chęci do dopasowania się, uważał za bardzo mało prawdopodobne. Przecież to nikt nie pasował do niego, a nie on do reszty społeczeństwa.
Jego wzrok przeskakiwał po osobach, których przed klasą pojawiało się coraz więcej i znów spoczął na chłopaku w dredach, który najwyraźniej rozbawiony przez jednego z kolegów, zaczął się śmiać. Kąciki ust Billa lekko uniosły się ku górze ale kiedy tylko zorientował się o tym, od razu odwrócił swój wzrok i spojrzał na koleżankę. Gdy powrócił na ziemię ze swoich rozmyślań, zauważył, że zupełnie nie ma pojęcia o czym dziewczyna mówi więc tylko potaknął, nie zamierzając przerywać jej monologu.
- I właśnie wtedy wyciągnął go z szafki. Spędził tam całą noc! – mówiła, śmiejąc się a Bill zauważył, że temat zaliczenia z biologii już dawno chyba się zakończył.
Uśmiechnął się aby nie dać po sobie znać, że nie ma zielonego pojęcia o czym dziewczyna mówi, po czym szybko wstał chwytając swoją torbę.
- Przepraszam, ale muszę wyjść do łazienki. Za chwilę dzwonek. – powiedział i zostawiając dziewczynę z nieco pytającym wyrazem twarzy, odszedł korytarzem w stronę łazienek.
Gdy tylko znalazł się w jednej z nich, podszedł do lustra i oparł się rękoma na brzegach jednej z umywalek. Tak naprawdę nie wiedział dlaczego tu uciekł. Patrzył na swoje odbicie, powoli lustrując spojrzeniem nieco postrzępione kosmyki czarnych włosów jakie opadały mu lekko na ramiona, dość mocny makijaż oczu i połyskujący lekko kolczyk w prawej brwi. Nadzwyczaj dbał o swój wygląd. Jak to mawiała jego mama - właśnie po to aby był czarno-biały i odstraszający każdą normalną osobę. On jednak uważał, że czarnej kredki nigdy nie było zbyt wiele, a jeśli on czuł się w czymś dobrze, to było najważniejsze.
Sięgnął więc do kieszeni spodni, gdzie zawsze chował ową czarną kredkę i zbliżając twarz nieco bardziej do lustra, naciągnął palcem jednej dłoni dolną powiekę aby przeciągnąć jeszcze raz czarną kreskę pod rzęsami. Wszystko było wyraziste, dokładnie takie jakie miało być. Według niektórych podobno czasem za bardzo krzyczało, jednak jemu samemu wydawało się, że właśnie tak jest dobrze.
Nagle ktoś otworzył drzwi łazienki, a idealną ciszę przerwały głośne rozmowy trzech chłopaków, którzy weszli do środka. Po chwili pojawił się również Dredziarz. Osoby, które rozpoznał jako członków swojej klasy najwidoczniej odwiedziły łazienkę aby rozpocząć należycie dla nich poranek, czyli nie inaczej jak od zapalenia kilku papierosów. Nie odzywając się ani słowem do żadnego z nich, Bill po dokonaniu należytych poprawek schował kredkę z powrotem do kieszeni i odwrócił się z zamiarem opuszczenia łazienki, gdy ktoś jednak mu na to nie pozwolił.
- Cześć, piękny. – usłyszał wyraźnie rozbawiony czymś głos wysokiego bruneta, jaki stanął przed nim.
Bill chciał wyminąć go i odejść bez słowa aby nie odpowiadać na głupie zaczepki, jednak ten nie pozwolił mu na to, po raz kolejny zastępując drogę.
- Co masz? – zaśmiał się i popychając Billa na ścianę.
Bez cienia zażenowania wsunął palce do kieszeni jego opiętych spodni i wyjął czarną kredkę, którą ten malował sobie chwilę wcześniej oczy. Reszta chłopaków stanęła wokół nich i popalając papierosy obserwowała wszystko, jakby działo się co najmniej coś ciekawego.
- Wiesz,
że nasza szkoła nie jest miejscem dla pedałów? – zapytał znów brunet, obracając
kredkę w palcach i patrząc na Billa z nieprzyjemnie bliskiej odległości –
Dobrze ci radzę zrobić coś ze sobą bo nie potrzebujemy tu więcej dziewczyn, w
dodatku takich brzydkich. – zaśmiał się, na co reszta wręcz posłusznie mu
zawtórowała.
- A jednak wciąż tu jesteś… - odpowiedział Bill, uśmiechając się z być może nazbyt bijącą od niego pewnością siebie.
Jednak uśmiech bruneta nagle zniknął, a na jego twarzy zaczęła malować się złość. Koledzy za jego plecami także nagle spojrzeli się na Czarnego, jakby zobaczyli coś nadzwyczajnego. Do tej pory chyba nikt nie odważył się postawić brunetowi lub komukolwiek z nich. Nikt nawet nie odpowiadał na żadną zaczepkę ze zwykłego strachu przed konsekwencjami i każdy chyba dawał tu sobą pomiatać jak tylko im się zachciało. Bill jednak nie był takim łatwym celem i wiedział, że nigdy by sobie na to nie pozwolił, co w murach tej szkoły nie było zbyt dobrze widziane z pozycji ofiary, ani zbyt dobrze odbierane z pozycji oprawcy, mającego się za jakąś dziwną namiastkę Boga.
- Nie chcę cię jutro oglądać takiego. Bardzo szybko możesz stąd zniknąć, ta szkoła jest miejscem dla normalnych ludzi. – warknął brunet.
- Więc nie psuj jej reputacji. – odpowiedział Czarnowłosy i już chciał chwycić swoją torbę i wyjść stamtąd, gdy ten nagle się zamachnął.
Bill szybko się uchylił. Wszystko trwało może ułamek sekundy. Wielka pięść zatrzymała się tuż przed jego twarzą, gdy ktoś nagle złapał bruneta za nadgarstek, tym samym zatrzymując cios. Serce Billa nagle przyspieszyło tempa do zawrotnej wręcz szybkości.
- Max, daj spokój. – odezwał się chłopak w dredach, który uchronił Billa od utraty wszystkich zębów – Serio będziesz go bił? Nie jest dla ciebie żadnym przeciwnikiem, przecież jest dwa razy mniejszy. To byłoby żałosne… - powiedział, jakby z politowaniem, odciągając chłopaka nieco do tyłu – Szkoda czasu na kogoś takiego. Chodźmy stąd.
Z korytarza dobiegł dzwonek, a grupka chłopaków jeszcze szepcząc coś między sobą odsunęła się od Czarnowłosego.
- Radziłbym ci uważać. – po raz kolejny warknął brunet, po czym rzucił tlącego się jeszcze papierosa pod nogi Czarnowłosego i opuścił wraz z resztą znajomych łazienkę.
Bill spojrzał za nimi, przez ułamek sekundy wymieniając jeszcze spojrzenie z Dredziarzem, który zamknął za nimi drzwi.
- Idioci… - szepnął sam do siebie, schylając się i podnosząc z podłogi torbę oraz to, co wysunęło się z niej przy upadku na płytki.
Starał się ogarnąć rozbieganymi myślami to, co przed momentem się wydarzyło, jednak nie do końca mógł zrozumieć jak wielkim półgłówkiem trzeba być, aby zwykłe słowa czy makijaż sprawiały, że chce się roztrzaskać komuś twarz. Serce także wcale nie chciało zwolnić uderzeń. Powoli docierało do niego, że gdyby nie Kaulitz, zapewne w tym momencie zbierałby zęby z podłogi. Sporo mu zawdzięczał, bo sam zawsze był pyskaty i choć nieraz przez to o mały włos nie oberwał zupełnie jak dziś, czuł, że i tak to się nigdy nie zmieni. Nie wyobrażał sobie, że nawet w obronie własnej mógłby się nie odzywać lub co gorsza, dla świętego spokoju przytaknąć osobie takiej jak Max. Nawet się nie znali jeszcze, to była ich pierwsza rozmowa, a do Billa dotarło, że nie jest jednak najlepszy w zawieraniu nowych znajomości. Znów spojrzał w lustro. Przynajmniej makijaż się nie rozmazał.
Nie pierwszy raz spotkała go tak mało przyjemna sytuacja wśród osób z jego środowiska. Nienawidził tego jak bardzo innych obchodzi czyjeś życie i wygląd, który tak naprawdę nie miał wpływu na nikogo i nie wyrządzał nikomu krzywdy. Niestety nieuniknionym jest, że wszędzie znajdą się osoby, które niesione swoimi własnymi ukrytymi kompleksami będą wyżywać się na innych - tych, którzy nie boją się być sobą tak, jak właśnie oni by chcieli. Komuś pokroju Maxa wydawało się, że może wszystko, a na pewno więcej niż mógł w rzeczywistości. Tam, w szkole, gdzie wyrobił sobie już pewną reputację czuł się, jakby był Bogiem. Wydawało mu się, że zdobył jakieś dziwne uznanie i szacunek. W rzeczywistości jednak nikt go nie szanował, a wszyscy po prostu się go bali. W szkolnych murach wyegzekwował sobie władzę jakiej pragnął, tylko tam ją miał. Tak naprawdę był tylko zakompleksionym, cholernie nieszczęśliwym dzieciakiem, atakującym wszystkich tych, którym po cichu zazdrościł tego, że nie bali się pokazać swojej prawdziwej twarzy.
Gdy Czarnowłosy otworzył drzwi aby wyjść z łazienki, zderzył się mocno z kimś, kto wepchnął go do niej z powrotem. Ową osobą był Dredziarz. Bill od razu pomyślał, że szykuje się kolejna ciekawa rozmowa i wytykanie różnych detali jego wyglądu czy zachowania, jednak ten wyciągnął do niego dłoń i podał mu kredkę, którą Max przez przypadek musiał zabrać ze sobą.
- Uważaj… sieroto. – powiedział szeptem, jakby bał się, że ktoś mógłby go usłyszeć i spojrzał jeszcze raz Billowi w oczy, zanim odwrócił się i wyszedł.
Łazienkę opuścił również w taki sposób, jakby bał się, że ktoś mógłby go zobaczyć. Bill jedynie spojrzał na kredkę, jaką trzymał w dłoni, a w głowie odbijało mu się echem to, co usłyszał przed kilkoma sekundami. Na co miał uważać? Na innych podobnych Maxowi? I w ogóle jakim cudem oddał mu tę kredkę? Przecież tamten na pewno nie zorientował się, że ją ma i nie poprosił Dredziarza by ten mu ją oddał.
Westchnął cicho i wsunął ją z powrotem do kieszeni, po czym wyszedł z łazienki już i tak spóźniony na lekcję.
- A jednak wciąż tu jesteś… - odpowiedział Bill, uśmiechając się z być może nazbyt bijącą od niego pewnością siebie.
Jednak uśmiech bruneta nagle zniknął, a na jego twarzy zaczęła malować się złość. Koledzy za jego plecami także nagle spojrzeli się na Czarnego, jakby zobaczyli coś nadzwyczajnego. Do tej pory chyba nikt nie odważył się postawić brunetowi lub komukolwiek z nich. Nikt nawet nie odpowiadał na żadną zaczepkę ze zwykłego strachu przed konsekwencjami i każdy chyba dawał tu sobą pomiatać jak tylko im się zachciało. Bill jednak nie był takim łatwym celem i wiedział, że nigdy by sobie na to nie pozwolił, co w murach tej szkoły nie było zbyt dobrze widziane z pozycji ofiary, ani zbyt dobrze odbierane z pozycji oprawcy, mającego się za jakąś dziwną namiastkę Boga.
- Nie chcę cię jutro oglądać takiego. Bardzo szybko możesz stąd zniknąć, ta szkoła jest miejscem dla normalnych ludzi. – warknął brunet.
- Więc nie psuj jej reputacji. – odpowiedział Czarnowłosy i już chciał chwycić swoją torbę i wyjść stamtąd, gdy ten nagle się zamachnął.
Bill szybko się uchylił. Wszystko trwało może ułamek sekundy. Wielka pięść zatrzymała się tuż przed jego twarzą, gdy ktoś nagle złapał bruneta za nadgarstek, tym samym zatrzymując cios. Serce Billa nagle przyspieszyło tempa do zawrotnej wręcz szybkości.
- Max, daj spokój. – odezwał się chłopak w dredach, który uchronił Billa od utraty wszystkich zębów – Serio będziesz go bił? Nie jest dla ciebie żadnym przeciwnikiem, przecież jest dwa razy mniejszy. To byłoby żałosne… - powiedział, jakby z politowaniem, odciągając chłopaka nieco do tyłu – Szkoda czasu na kogoś takiego. Chodźmy stąd.
Z korytarza dobiegł dzwonek, a grupka chłopaków jeszcze szepcząc coś między sobą odsunęła się od Czarnowłosego.
- Radziłbym ci uważać. – po raz kolejny warknął brunet, po czym rzucił tlącego się jeszcze papierosa pod nogi Czarnowłosego i opuścił wraz z resztą znajomych łazienkę.
Bill spojrzał za nimi, przez ułamek sekundy wymieniając jeszcze spojrzenie z Dredziarzem, który zamknął za nimi drzwi.
- Idioci… - szepnął sam do siebie, schylając się i podnosząc z podłogi torbę oraz to, co wysunęło się z niej przy upadku na płytki.
Starał się ogarnąć rozbieganymi myślami to, co przed momentem się wydarzyło, jednak nie do końca mógł zrozumieć jak wielkim półgłówkiem trzeba być, aby zwykłe słowa czy makijaż sprawiały, że chce się roztrzaskać komuś twarz. Serce także wcale nie chciało zwolnić uderzeń. Powoli docierało do niego, że gdyby nie Kaulitz, zapewne w tym momencie zbierałby zęby z podłogi. Sporo mu zawdzięczał, bo sam zawsze był pyskaty i choć nieraz przez to o mały włos nie oberwał zupełnie jak dziś, czuł, że i tak to się nigdy nie zmieni. Nie wyobrażał sobie, że nawet w obronie własnej mógłby się nie odzywać lub co gorsza, dla świętego spokoju przytaknąć osobie takiej jak Max. Nawet się nie znali jeszcze, to była ich pierwsza rozmowa, a do Billa dotarło, że nie jest jednak najlepszy w zawieraniu nowych znajomości. Znów spojrzał w lustro. Przynajmniej makijaż się nie rozmazał.
Nie pierwszy raz spotkała go tak mało przyjemna sytuacja wśród osób z jego środowiska. Nienawidził tego jak bardzo innych obchodzi czyjeś życie i wygląd, który tak naprawdę nie miał wpływu na nikogo i nie wyrządzał nikomu krzywdy. Niestety nieuniknionym jest, że wszędzie znajdą się osoby, które niesione swoimi własnymi ukrytymi kompleksami będą wyżywać się na innych - tych, którzy nie boją się być sobą tak, jak właśnie oni by chcieli. Komuś pokroju Maxa wydawało się, że może wszystko, a na pewno więcej niż mógł w rzeczywistości. Tam, w szkole, gdzie wyrobił sobie już pewną reputację czuł się, jakby był Bogiem. Wydawało mu się, że zdobył jakieś dziwne uznanie i szacunek. W rzeczywistości jednak nikt go nie szanował, a wszyscy po prostu się go bali. W szkolnych murach wyegzekwował sobie władzę jakiej pragnął, tylko tam ją miał. Tak naprawdę był tylko zakompleksionym, cholernie nieszczęśliwym dzieciakiem, atakującym wszystkich tych, którym po cichu zazdrościł tego, że nie bali się pokazać swojej prawdziwej twarzy.
Gdy Czarnowłosy otworzył drzwi aby wyjść z łazienki, zderzył się mocno z kimś, kto wepchnął go do niej z powrotem. Ową osobą był Dredziarz. Bill od razu pomyślał, że szykuje się kolejna ciekawa rozmowa i wytykanie różnych detali jego wyglądu czy zachowania, jednak ten wyciągnął do niego dłoń i podał mu kredkę, którą Max przez przypadek musiał zabrać ze sobą.
- Uważaj… sieroto. – powiedział szeptem, jakby bał się, że ktoś mógłby go usłyszeć i spojrzał jeszcze raz Billowi w oczy, zanim odwrócił się i wyszedł.
Łazienkę opuścił również w taki sposób, jakby bał się, że ktoś mógłby go zobaczyć. Bill jedynie spojrzał na kredkę, jaką trzymał w dłoni, a w głowie odbijało mu się echem to, co usłyszał przed kilkoma sekundami. Na co miał uważać? Na innych podobnych Maxowi? I w ogóle jakim cudem oddał mu tę kredkę? Przecież tamten na pewno nie zorientował się, że ją ma i nie poprosił Dredziarza by ten mu ją oddał.
Westchnął cicho i wsunął ją z powrotem do kieszeni, po czym wyszedł z łazienki już i tak spóźniony na lekcję.
w końcu coś zaczyna się dziać :-D
OdpowiedzUsuńlove<3
OdpowiedzUsuń"Przecież to nikt nie pasował do niego, a nie on do reszty społeczeństwa." Najlepsze...
OdpowiedzUsuńzaczęłam dzisiaj czytać ten blog i jestem pod tak wielkim wrażeniem... Wiem, ze to dopiero początek, ale czuję, że opowiadanie będzie wspaniałe! Już teraz jest! :D Bo czytam, czytam i nie mogę się oderwać! A jak się notka skończy to tylko takie "Juuuż?". Nie mogę się doczekać kolejnej części! Jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuń<3 Ciekawa jestem, co tez sobie mysli Tom... tak malo o nim wiemy, wszystkie informacje mamy od innych osob: od billa, od Spencer...
OdpowiedzUsuńwreszcie znalazłam chwilę żeby tu zajrzeć. ;) podoba mi się ta część, ale chyba nie jestem w stanie dobrze jej skomentować, bo jak najszybciej chcę przeczytać kolejną. ;D
OdpowiedzUsuń~beautidfuldirtyrich